sobota, 13 października 2012

Znowu...?

Dziś miał być dzień idealny. Dziś rano postanowiłam, że udowodnię sobie samej, że jestem całkowicie samowystarczalna i  bez żadnych problemów jestem w stanie samemu ogarnąć dom ,dzieci no i samochód...
Dzień zaczął się więc, tak jak przystało na wolną sobotę, wspólnym śniadaniem, później sprzątanie domu, pranie, zakupy, obiad Mai, obiad nasz i to nie byle jaki (mój pierwszy porządny w tym tygodniu). I wydawać by się mogło, że wszystko idzie zgodnie z planem a nawet lepiej. Dzieci nakarmione, ładnie ubrane, dom wysprzątany, lodówka pełna. O godzinie 14.30 wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy najpierw w kierunku stacji benzynowej. I tu wstyd się przyznać,  ale tankowałam auto po raz pierwszy sama i zastanawiałam się czy czegoś nie odstawię. Zawsze tankował D. oba auta. Udało się nie zrobić z siebie blondynki.. Później wizyta u moich dziadków. Dzień wcześniej upiekliśmy z Kubą ciasto specjalnie dla nich. Ciasto zabrane, od razu zostało przekazane w ręce babci. Dzieci zadowolone, ponieważ dawno nie widziały dziadków. Nawet Maja o dziwo czuła się dość pewnie. Jednym słowem idealnie... Nic nie wskazywało na to, że ten dzień może skończyć się kiepsko.
Maja nagle zrobiła się śpiąca, ale dałam jej niezawodnego chrupka. Wzięła go z ochotą, ale za chwile patrzę a chrupek leży na podłodze a Maja jakaś taka ospała, ale bawi się dalej. W głowie tylko śmignęła mi myśl, że coś tu nie gra, ale pomyślałam sobie, że przecież zjadła swój obiad i trochę mojego i pewnie nie jest głodna. Mała wytrzymała jeszcze jakieś  pół godziny i nastał kryzys. Przyraczkowała do mnie, wzięłam ją na kolana, przytuliła się do mnie. Dotknęłam jej czoła- gorące... dalej już była tylko szybka ewakuacja do domu. Nie mówiłam nawet nic dziadkom, żeby się nie martwili. W domu zmierzyłam temperaturę  38,8 stopni. Skąd to cholerstwo się wzięło? W drodze powrotnej tysiąc myśli w głowie. Przecież do popołudnia było ok. Apetyt miał jak zwykle, humor też. Na myśl przychodzi mi tylko powtórka z sierpnia. Tak samo się zaczęło i lekarz ostrzegał, że może nawracać :/
I tu moja samodzielność poległa. Wizja szpitala przesłoniła wszystko... 
Mężu wróć!!!


Na chwilę przed kryzysem 








5 komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...