Wracamy po świętach. A działo się u nas trochę, oj działo. Zaczęło się od tego, że Maja w sobotę obudziła się z zapaleniem spojówki. Więc zamiast rano lecieć do kościoła, mieliśmy wycieczkę do przychodni... Zapalenie oczywiście złapała od Kuby, który parę dni wcześniej przyniósł je z przedszkola.
Dalej już było lepiej... Było malowanie jajek, święcenie potraw w kościele, barszcz biały na obiad... No i pieczenie babeczek...
A w kościele, kiedy czekaliśmy na księdza przy stołach, Kuba:
- Mamo, ale po tym wszystkim będę mógł sobie kupić balona?
No i oczywiście watę cukrową...
W pierwszy dzień świąt mieliśmy maraton po rodzinie. Maja o dziwo dzielnie znosiła podróże. Najpierw śniadanie u mojej mamy, później obiad u jednych dziadków i kolacja u drugich. Drugi dzień świąt był spokojniejszy. Cały spędzony u rodziców D. jako, ze mieszkają poza Łodzią.
I tak szczerze mówiąc już nie mogłam doczekać się końca świąt i powrotu do normalnego rytmu dnia...
D. dopiero dzisiaj poszedł do pracy a Maja dopiero dzisiaj wróciła do swoich pór karmienia i spania.
Nową umiejętnością Mai jest plucie i robienie baniek ze śliny. Robi to z wielkim zapałem a towarzyszy temu wiele nowych dźwięków typu abziu, adzi itk.No i hektolitry śliny dokoła..
Ostatnio patrząc na D. powiedziała parę razy dadi, dadi. Więc D. orzekł, że Maja mówi po angielsku. ;-)))
A marchewkę wsuwa aż miło. Jak jest bardzo głodna, aż krzyczy żeby się nie ociągać i szybciej wkładać łyżkę do buzi... Także eksperymentujemy dalej z ziemniakami, jabłkami...
jedynie u dzieci w tym wieku plucie jest urocze. szczególnie to jedzeniem :)
OdpowiedzUsuńjak czytam o tych chorobach to jakbym czytała o sobie ;) zapalenie spojowki przechodzilismy dwa razy !!! i nawet ja złapałam :)
OdpowiedzUsuń